czwartek, 23 czerwca 2016

Chińczyk ukradł moje pieniądze - praca nauczyciela angielskiego, ZAROBKI i oszustwa

Ostatnio dość dużo piszemy o pracy. Jesteśmy na etapie odliczania do wyjazdu i powoli przetrawiamy dwa lata pracy jako nauczycielki angielskiego w Chinach, tak więc nagromadzenie notek i filmików dopiero się pojawi. Będzie i o dobrych i o złych stronach. I troszkę porad dla początkujących.

Dzisiaj zajmiemy się kwestią, która wydaje się być dla Was najciekawsza - pieniędzmi. Czy w Chinach można dobrze zarobić? ILE? GDZIE? Na wszystkie te pytania odpowiada ten filmik i prosimy o obejrzenie go przed przejściem do kolejnej części notki...






Wszystko wygląda wspaniale. TYLE PIENIĘDZY, A TAK MAŁO PRACY. Przecież Chiny to raj na ziemi (patrz nazwa naszego bloga) Tak może się wydawać, jednak... bardzo wiele rzeczy może pójść nie tak, jak miało. W zasadzie wszystko może pójść nie tak.

1. Może Cię złapać policja

Jest to najgorsza ze wszystkich opcji, bo grozi deportacją, zamrożeniem i zagarnięciem waluty z konta i ogółem nieprzyjemnościami.
-  Zaraz zaraz... jak to możliwe?
- Ano zwyczajnie. Pracujemy na czarno, jak większość ludzi tutaj. Umowy są albo na gębę, a nawet jak zdarzy się czasem jaki pisemny kontrakt to i tak nic jest on nie warty i w każdej chwili można go złamać i podetrzeć nim sobie żopu. Ha, oczywiście złamać może go pracodawca, bo gdy zrobimy to my, zostaje nam pożegnać swoją wypłatę z poprzedniego miesiąca. W gorszym wypadku szefostwo wlepia nam karę pieniężną w wysokości dajmy na to 10 tysięcy juanów, BO TAK.
Czasami zdarzają się kontrole w szkołach i wygląda to mniej więcej tak, znienacka wchodzi policja (czy też milicja lub zomo, żyjemy wszak w komunie) i woła od progu: Czy są tu jacyś obcokrajowcy?! W tej chwili wszyscy obcokrajowcy rozbiegają się po kątach, chowają po szafach i udają, że nie istnieją. Milicja rozgląda się chwilę, szef placówki tłumaczy się gęsto, ewentualnie płaci łapóweczkę i policja wraca do siebie. Łapóweczka jest w Chinach zawsze mile widziana i pomaga uniknąć licznych nieprzyjemności. Ostatnio narobiło się podobno gorzej, bo i rząd stał się zaciekły wobec obcokrajowców i łapanki na ulicach i kar wlepiają mnogo i ogółem cieszymy się, że już wyjeżdżamy. Nie będziemy żyć w kraju, gdzie trzeba się ukrywać jak jaki KARACZAN!






2. Mogą Ci nie zapłacić 

- Ale jak to? Toż pieniądz uczciwie zarobiony, to powinien zostać wypłacony.
- A jak Ci nie zapłacą, to co im zrobisz? Pracujesz tu nielegalnie, bądź półlegalnie. Pójdziesz się poskarżyć na policję, czy może od razu do urzędu emigracyjnego, żeby procedury deportacyjne trwały krócej? Prawda jest taka, że co miesiąc trzeba drżeć o to, czy na pewno każdy wszystko zapłaci. Najgorsze są końce semestru, święta, okres w którym wyjeżdżasz i nie masz warunków, by sprawdzić, czy pieniądze na czas pojawiły się na Twoim koncie.
Katarzynie pewien podejrzany człowiek, którego nazwałyśmy Jack Daniels, nie zapłacił kiedyś za dwie lekcje, bo... inna nauczycielka zabrała książki i ich nie oddała. Była to jej pierwsza praca, mało płatna i upierdliwa, ale zawsze to było zarobkowanie.
Keczupa natomiast oszukano na 800 yuanów, bo... podobno wcześniejszy właściciel szkoły uciekł i ukradł pieniądze. Początkowo była oszukana na więcej pieniędzy, ale jakoś powoli część jej spłacili, bo chcieli, by tam nadal pracowała.
Skoro umowy są nic nie warte, to wszystko opiera się na wzajemnym zaufaniu. Ja pracuję dla Ciebie, bo chcę byś mi płacił. Ty mi płacisz, bo chcesz bym dalej dla Ciebie pracowała. No chyba, że...

3. Mogą Cię wywalić z roboty

No właśnie... magiczny krąg zaufania zostaje przerwany, gdy pracodawca najzwyczajniej Cię już nie potrzebuje. Skoro Cię nie potrzebuje, to bardzo przebiegłym jest nie zapłacenie Ci. Wszystkie pieniążki, które zapłaciła mu szkoła, a których nie przekaże Tobie trafią do jego kieszeni. Proste? Proste. Nas takie sytuacje nie spotkały, jednak znamy wielu nauczycieli angielskiego. Mają też oni przeróżne grupy w mediach społecznościowych i tam krążą takie historie, że głowa mała.






4. Możesz samemu rzucić robotę

Tu szczególnie Karol Keczup może się obficie wypowiedzieć. Ma ona bowiem wspaniałe podejście do pracy i Chińczyków, które mówi "jak się nie podoba, to baj baj i kolejna praca". W skrócie wygląda to tak, Keczup pracuje raźno i rześko do pierwszego konfliktu z pracodawcą. Brak pieniędzy, za mało pieniędzy, szef strzela focha, straszy, że znajdzie sobie innego nauczyciela i inne tego typu. Keczup powiada "albo mi zapłacisz i skończysz z fochami albo odchodzę". Co wtedy robi Chińczyk, jak sądzicie? NIE WIERZY! Zasadniczo Chińczyk myśli, że jest panem wszechświata, a nauczyciel prawie, że niewolnikiem. Straszy więc dalej, a wtedy Keczup urządza karczemną awanturę, grozi zniszczeniem reputacji i odchodzi (traci w ten sposób oczywiście lekcje, ale hej, tu chodzi o HONOR!). Tym sposobem w ciągu dwóch lat nauczania miała ona już prac dziesiątki (planuje opisać historię zatrudnienia, ale to dopiero w Polsce, wiele się bowiem jeszcze może pozmieniać XD). Oczywiście, jeśli w pracy wszystko jest w porządku, naucza dzielnie, jest milusia i słodziusia. Nie damy sobą pomiatać Chińczykom, O NIE!




5. Mogą zapłacić Ci mniej niż zakładałeś. 

To, że stawkę za lekcje ustalasz przed rozpoczęciem semestru nie znaczy, że Chińczyki sobie ją spamiętają. 
Katarzyna pracuje obecnie w przedszkolu dwa razy w tygodniu, rano. Agentka zaproponowała jej 120 CNY za godzinę, bo to lekka praca z puszczaniem dzieciom płyty. Katarzyna powiedziała, że za mniej niż 150 nie ma mowy. OK. Stanęło na 150. No to 300 za dwie godziny.  Na miejscu okazało się, że jednak lekcje trwają 2,5. K. zapytała o to, ile w końcu będzie za to hajsu. Trzeba mieć w końcu jakieś dowody. Agentka rzekła: 350. Nieugięty Kejk odpisał 2,5*150= 375. Na co agentka tylko wysłała uśmieszek. OSZUKAĆ NAWET NA 25 JUANÓW. To jest misja Chińczyka. 
Oczywiście nie przeszkadza to owej Chince policzyć zawsze źle i wysłać np. o 100 yuanów za mało. W końcu 375*8 to jest wielce trudna matematyka.

W tym podpunkcie nic nie przebije jednak ostatniej burdy Keczupasa. Przez 1,5 miesiąca miała zajęcia prywatne z grupką dzieci. Agentka napisała jej przed tym: praca od 10:30 do 12. 300 juanów.


200 juanów za godzinę, to taka OK stawka, takoż Keczupas zgodziła się nauczać owe dzieciaczki. Jednak już po pierwszej lekcji rodzice stwierdzili, że lekcje są tak wspaniałe i chcą 2 godziny. Okej, nawet lepiej, 400 juanów na średnio ciężką robotę. Nauczała więc dzieci wesoło, aż nadszedł dzień wypłaty. Wyliczyła wszystko i wysłała agencji, 10 godzin w miesiący, każda godzina 200 juanów. Prosty rachunek, prawda? Dostała... 1500 juanów. Yyyy? Myśli sobie, głupie Chińczyki, znowu coś pokręciły i pisze do agentki: Dzięki, ale chyba trochę za mało. Jaką odpowiedź otrzymuje? Wielkie oburzenie i zdziwienie agentki, nigdy nie płacimy 200 za godzinę, nasza stawka to 150, nawet native speakerzy tyle zarabiają (taa.. chyba z Pakistanu), powinnaś znać rynek i stawki (no właśnie ZNAM), a na koniec stek wyzwisk i foch. Keczup leciutko się zdziwiła, więc pisze uprzejmie: "skoro płaciłaś 300 juanów za półtorej godziny to za 2 godziny powinno być 400 jak nic!". NIE, nigdy przenigdy tak nie mówiłam! NIEMOŻLIWE! Nie podniosę Ci teraz stawki! Keczup: sprawdź sobie rozmowę i zapłać mi 300 juanów za każde przepracowane półtorej godziny albo odchodzę. Agentka, tradycyjnie, wysłała milion obelg i gróźb typu ZNISZCZĘ CIĘ, po czym w końcu sprawdziła, co i jak i OJEJ, jednak zapłaciła za mało. Szybciutko przelała pieniądza, zaczęła przepraszać i być milusia jak nigdy. Keczup jak zwykle była twarda i rzekła: dzięki za kas i za współpracę. HAHA, ODCHODZĘ!









6. Godziny pracy mogą się nie zgadzać.

Wydawałoby się, że to ile godzin człowiek przepracował jest kwestią prostą do wyliczenia. Liczysz ile dni i ile godzin przepracowałeś. Można nawet policzyć je pojedynczo. Mnożenie to wszak wyższa matematyka. Masz zajęcia raz w tygodniu. Po 3 godziny. 4 piątki to 12 godzin. Proste? Proste. Dlaczego więc na kwicie do wypłaty widnieje 7,5 godziny? I tak co miesiąc. I to na dodatek poważna, kanadyjska szkoła. Najdziwniejsze jest to, że oni nawet nie chcą oszukać, tylko jakoś... pracownicy są nieudolni. I obie pracowałyśmy w tej szkole. I obie miałyśmy ten sam problem. 

W tym miesiącu Katarzynę chciała oszukać jeszcze jedna szkoła. Otóż... naliczyli jej mniej godzin niż miała. Jej wychodziło 27,5 godziny, a szkoła mówi, że 25,5. Gdzie są dwie lekcje?! Toż byli! Okazało się, że przydupas, który jest asystentem K. NIE ZAPISAŁ LEKCJI. I nagle okazało się, że... już tylko dwie lekcje do końca kursu. O nie, o nie, o nie, o nie... Próba oszukania Kejka jest niczym w porównaniu do tego, że musisz wyjaśnić rodzicom, czemu nagle jest dwie lekcje mniej i skąd taki bałagan w papierach.





7. Możesz przepierdzielać całą swoją wypłatę.

Zarabiasz tyle hajsu co miesiąc, to możesz lekko żyć i jeszcze odkładać. Niby tak, ale... może się okazać, że nienawidzisz uczyć. I by tylko się samemu zmotywować do pracy kupujesz sobie jakieś małe, a później większe nagrody. Najpierw kawa w Starbucksie, później piwko po 30 zł za kufel, a na koniec ajfon 6s. Może się okazać, że nie lubisz chińskiej kuchni, albo nawet jakiejkolwiek azjatyckiej kuchni i nagle za każdy posiłek musisz płacić miliony. A gdy się wiele zarabia, to człowiek sobie myśli: przecież na to pracuje. W tym przypadku polecamy drogie hobby, jak na przykład lolita i już od razu przechodzi człowiekowi ochota na pizzę z durianem! 

Jeszcze wiele rzeczy może pójść nie tak, ale... to już tematy na inne wpisy. 


Na razie mówimy dobranoc i mamy nadzieję, że nie trafiliście na tą notkę, bo jakiś Chińczyk Was oszukał. 

16 komentarzy:

  1. Pracowaliśmy na legalu, żeby uniknąć przynajmniej części tych atrakcji, ale oczywiście o każdej z nich słyszeliśmy (czarnoskórzy koledzy mieli jeszcze więcej fajnych opowieści). Ba, nawet mając legalnych pracowników nasz pan dyrektor musiał wziąć pana policjanta na baijiu. Dopiero po dwóch latach dopadła nas mentalność 'nie zapłacę i co mi zrobisz?'. Pewnym rozwiązaniem było stawanie się gwiazdą szkoły (co przy przysypiających Chińczykach trudne nie było), myślę, że nasza pierwsza robota miała trochę niewygodnych pytań od rodziców, gdy odkryli, że laowai no more (a ciekawe czy pan dyrektor powiedział jakiej podwyżki nam odmówił i jak bardzo mu się to opłaciło). Jednak dwa kontrakty kończyliśmy wspólnymi kolacjami z pracodawcami i baijiu, na drugiej nawet były wylewne podziękowania za ciężką pracę. Myślę, że pomagało mieszkanie z dala od wielkich aglomeracji, gdzie zawsze kogoś mogą znaleźć, tam człowieka nie muszą szanować. Dopiero trzecia placówka (państwowa!) zaczęła mieć pewne kłopoty z regulowaniem swoich zobowiązań finansowych względem nas, do tego dołożyli wrzaski i sceny - bo sobie nie sprawdzili, że to oni potrzebują nas bardziej niż my ich. Gdy już do tego doszli, to nagle udało się zapłacić, ale twarz taka stracona! Cała sytuacja pomogła nam w podjęciu decyzji ostatecznej. Ta rozmowa z 'wash your mouth'... Jestem pod wrażeniem. Życzę całym sercem powodzenia w wyrwaniu co Wasze z paszcz pracodawców i szerokiej drogi na lotnisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pracujemy już 2 lata, tak ostatnio Chińczycy przechodzą sami siebie i jest coraz gorzej. Może to straszenie obcokrajowców ich ośmieliło i różne świństwa przychodzą im łatwiej (skoro nawet rząd utrzymuje, że obcokrajowiec zły...). Czytałyśmy o pięknych przygodach Waszych z wypłatami i ręce nam opadli. Nie wiem, skąd przekonanie, że biały (i nie tylko biały) człek potrzebuje każdego juanika łaskawie wydanego przez pracodawcę, inaczej śmierć z głodu całej rodziny. Nawet nie mamy rodziny na prowincji, coby im pieniądz wysyłać! W sumie nie wiemy, czy zazdrościć tych wspólnych kolacji z baijiu :P Picie było przymusowe, jak rozumujemy?
      Bilet jest, dni skreślane, będzie dobrze! Pozdro!

      Usuń
    2. Niestety, tam pracodawcom jakoś nie udało się zrozumieć tego, że jesteśmy w jakimś sensie w jednej łódce i że może lepiej dbać o to, żeby wszyscy byli zadowoleni - my, uczniowie, inni nauczyciele, a dopiero potem oni sami. Że symbioza wypada lepiej niż pasożytnictwo, zwłaszcza na dłuższą metę. Potem zaś odkrywają, że ktoś im podziękował, twarz taka stracona, więc zmiana tonu (pewnie po to tyle ich mają, a Guangdong to jeszcze więcej): to może jednak będziemy współpracować, no dam parę RMB więcej. A człowiek już spakowany, bo wie, że przyszłości w tym nie ma i że jak przestanie pilnować, to go znowu będą chcieli przekręcić.
      Gdybyśmy nie poszli na pożegnania, to na pewno byłaby wielka obraza i dramat, a nie mieliśmy jakichś dzikich powodów do robienia im przykrości, więc przyjęliśmy zaproszenia. Nie była to 'pełna dzida', więcej jedzenia i chwilami krępujących rozmów o niczym niż dzikiego szału picia (to miałem przy wielu innych okazjach, zwłaszcza na urodziny i Boże Narodzenie). Z racji niesamowicie szybko postępującego równouprawnienia, to mogliby się bulwersować, gdybyście Wy - KOBIETY! - piły z nimi. U nas było podejście, że ja to koniecznie, a partnerka to jej wybór.

      Ja też skreślam i już prawie doskreślałem!

      Usuń
  2. Uffff w UK płacą zawsze tyle ile ustalone w ustalony dzień .
    Masakra 3 lata tam żyjecie , tyle stresu ......Ja bym nie dała rady, mnie stres wykańcza .
    Obyście nie miały siwych włosów przez te Chiny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siwych włosów niet, tylko zmarszczka od fałszywego uśmieszku w stronę dzieci :P
      Chińczycy to mają chyba krętactwo we krwi, w przeciwieństwie do Anglików.

      Usuń
  3. Widzę, że polscy pracodawcy uczą się od najlepszych ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno Polska jest teraz wielkim przyjacielem Chin, może dane im będzie poznać nowe triki!

      Usuń
  4. Jak mówilam: nauczanie w Chinach, zeby poznac kulturę czy podrózować - tak, nauczanie w Chinach dla latwego hajsu - zdecydowanie NIE. Ktos, kto nie jest zainteresowany Azją tutaj po prostu nie wytrzyma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet lepiej, my marzyłyśmy, żeby mieszkać w Chinach. Teraz marzymy, żeby jak najszybciej stąd wyjechać. Taka jest moc chińskich dzieci i chińskich pracodawców :P

      Usuń
    2. Ja tez marzylam ;) I to przez lata! Teraz juz wiem ze pomieszkam tutaj 3-5 lat i wyjadę do innego kraju, ale raczej nie do Polski ;)

      Usuń
    3. Z drugiej strony, ja zmienilam ostatnio pracę. Przeszlam do firmy o podobnym profilmu, tylko większej i jestem zachwycona ;) Duzy międzynarodowy zespól, są Europejczycy, ludzie z Australii, Nowej Zelandii i Chińczycy urodzeni i wychowani w Malezji ;) W Mojej poprzedniej firmie byli sami Chinczycy, którzy kompletnie nie ogarniali rynków zachodnich i przelewali na nie swoje doswiadczenie z Chin, co mnie mega frustrowalo bo nie moglam wprowadzac swoich pomyslów oni zawsze wiedzieli lepiej. Mialam juz trochę dosc Chin ale po zmienie pracy odrodzilam się na nowo :D

      Usuń
    4. No właśnie! To ten element międzynarodowy wpływa na porządną pracę i dobre samopoczucie! Chińczycy nie mają pojęcia nic a nic, jak sobie z obcokrajowcem radzić, co nas załamuje w każdym kontakcie z agentami i pracodawcami... 3-5 lat brzmi spoko, no chyba, że Chiny nagle magicznie się odmienią i staną schludnym i kulturalnym narodem. Nam właśnie szeroko pojęty syf i bylejakość przeszkadza tu chyba najbardziej.
      Nam trzeba do Polski z przyczyn uczelniano (MAGYSTERIUM...) - rodzinnych i pragniemy zaprzedać się KORPO XD

      Usuń
    5. Tak! Ta bylejakosć niestety robi swoje (chociaz w Szanghaju wydaje się byc jej mniej niz w Gz), kolejny zarzut to rozrzutnosć i brak wyczucia. W mojej poprzedniej firmie mielismy w pewnym momencie problemy z serwerami i gry zaczęly tracić pieniądze, a oni zamiast w pierwszej kolejnosci inwestowac pieniądze w te serwery zeby juz więcej nie nawalaly, kupili wypasiony ekspres do kawy... Do tego mielismy annual dinner, który jest w kazdej firmie i wydali kosmiczne pieniądze (rzędu 2000rmb na osobę), mimo ze to ciągle byla bardzo mala firma. Do teo oczywiscie wypasione nagrody na losowanie. Ja wygralam topowy telefon Samsunga o wartosci jakichs 5000rmb. W nowej pracy jest zdecydowanie lepiej bo mimo ze jest sporo Chinczyków to wielu z urodzilo i wychowala się na Filipinach, Tajwanie czy w Australii. Mają juz zupelnie inne myslenie.

      Po opuszczeniu Chin chcialabym zamieszkac w innym kraju, jak na razie myslę o Korei, Malezji albo Singapurze. W przyszlym miesiącu lecę jednak na Tajwan, więc moze na listę dolączy kolejne miejsce, bo wiele osób zachwyca się Tajwanem! ;)

      Usuń
  5. No Chińczycy to przebiegli są. W Chinach takich prawdziwych nie byłam, ale przejedzcie się kiedyś z ciekawości na Marywilską 44...

    OdpowiedzUsuń